Zamówiła lifting z przeceny. Kobieta pozostała z ranami na twarzy
Barbara Bellinger cieszyła się, że dzięki zniżce może pozwolić sobie na zabieg nićmi liftingującymi. Niestety, zamiast efektu "wow" kobieta otrzymała masę stresu. - W pewnym momencie ból był tak silny, że rozważałam zakup skalpela, aby samodzielnie wyciąć nici z mojej twarzy - wyznaje kobieta.
1. Zabieg nićmi liftingującymi. Lepiej najpierw sprawdzić, kto go wykonuje
Twarz Barbary Bellinger rozjaśniła się, kiedy przeglądając Facebooka, kobieta zauważyła reklamę zabiegu z zakresu medycyny estetycznej. Salon kosmetyczny poszukiwał modeli do liftingu twarzy za pomocą tzw. nici liftingujących. Salon zapewniał, że osoby dokonujące zabieg mają ponad 10-letnie doświadczenie w branży.
Jak opowiada 47-letnia Barbara w rozmowie z "The Sun", lifting kosztował 400 funtów, co kobieta uznała za "świetną okazję". Cena rynkowa zabiegu w Wielkiej Brytanii to ok. 800-2400 funtów, a ponieważ ten rodzaj liftingu nie wymaga ingerencji chirurgicznej, mogła go przeprowadzić osoba, która nie miała żadnego wykształcenia medycznego.
W normalnych warunkach zabieg jest bezbolesny. Najpierw lekarz lub kosmetolog miejscowo znieczula wybrany obszar ciała, a potem pojedynczo wprowadza pod skórę owinięte wokół igieł nici. Następnie igły są wyjmowane, a nici zostają w ciele, powodują większe napięcie skóry.
W przypadku Barbary wszystko od początku poszło nie tak.
2. "Kiedy dotknęłam skóry, poczułam, że coś ostrego mnie ukłuło"
Zabieg miał miejsce na początku 2020 roku i kobieta od razu zwróciła uwagę, że wszystko się dzieje w jakimś pośpiechu. W dodatku procedura była bardzo bolesna.
"Ostatecznie skóra wydawała się bardzo napiętą, ale wyglądała dobrze" - wspomina Barbara.
Kiedy opuszczała salon, powiedziano jej, że regeneracja skóry zajmie sześć tygodni i zalecono jej przyjmowanie ibuprofenu. Jednak problemy zaczęły się już wkrótce. Kiedy Barbara jechała samochodem, odwróciła głowę, żeby cofnąć i wtedy poczuła, że coś pękło.
- Kiedy dotknęłam tego miejsca, poczułam, że coś ostrego ukłuło mnie i jakby przebijało moją skórę - wspomina Barbara.
3. "Ból był nie do opisania"
Po zabiegu poruszanie twarzą, a nawet żucie jedzenia było dla Barbary wyzwaniem. Kilka dni później odkryła guzek na czubku wargi. Kolejnego dnia jedna z nici przebiła skórę, powodując na twarzy krwawienie.
- Na szczęście nie było większego krwawienia, ale bardzo się martwiłam, że moja twarz będzie krzywa - przyznaje Barbara.
Następnie nić przy jej nosie przebiła skórę przy oku. W końcu Barbara musiała sama usunąć nić.
- Pojechałam na pogotowie ratunkowe, ale powiedziano mi, że nie mogą tego dotknąć, ponieważ jest to kosmetyczny zabieg i nie zaryzykują dalszego zranienia mnie. Byłam zdruzgotana. Ból był tak silny, że rozważałam zakup skalpela, aby wyciąć nici z mojej twarzy - mówi Barbara.
Wtedy kobieta natknęła się na Save Face, rejestr lekarzy w Wielkiej Brytanii akredytowanych do wykonywania niechirurgicznych zabiegów kosmetycznych. Barbara skontaktowana z zespołem River Aesthetics w Bournemouth. Okazało się, że w rzeczywistości nie kwalifikowała się do zabiegu nićmi liftingującymi ze względu na chorobę autoimmunologiczną.
- Profesjonalista medyczny natychmiast by to zidentyfikował. Wyraźnie było widać, że nici zostały wprowadzone powierzchownie i migrowały od czasu ich umieszczenia - powiedziała dr Victoria Manning.
4. "Przeszłam przez cały ten ból na marne"
Teraz Barbara zachęca każdego, kto chce podobnego leczenia, aby najpierw dowiedzieć się więcej o zabiegu i o tym, kto go będzie przeprowadzał.
- Nie rób tego, co ja zrobiłam i nie daj się uwieść cenie i obietnicy, że ktoś jest "ekspertem". Teraz wiem, że nie nadawałem się do zabiegu nićmi liftingującymi, więc frustrujące jest myślenie, że przeszłam przez cały ten ból na marne - konkluduje kobieta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.